Nie pamiętam już, kto pierwszy powiedział mi o tym, że w Gorcach pod koniec lata odbywa się jakaś impreza śpiewana. Nazwy wtedy chyba też nie zapamiętałem. Po prostu nie specjalnie wierzyłem, że współczesna impreza może odbywać się na bazie namiotowej, że bez prądu, że ludzie przychodzą i śpiewają. Dopiero bardziej szczegółowe relacje „naocznych świadków” uzmysłowiły mi, że mam, być może niepowtarzalną, okazję na odbycie podróży do źródeł, na swoisty powrót do muzyczno–turystycznych korzeni.
Na bazę dotarłem w środku nocy, niespecjalnie licząc na cokolwiek oprócz miejsca pod namiot. Powitała mnie niezawodna i niestrudzona Bazowa Marta, częstując gorącą herbatą. I już poczułem się, jak w domu. Dalej było tylko lepiej. Ognisko, gitarki i gwiazdy, którym w sierpniowe noce przystoi spadać w ilościach tak na co dzień nieprzyzwoitych, że czasem brakuje marzeń. A Gorcstok miał się zacząć dopiero następnego dnia…
Rano zwiedziłem bazę kuchennego NS-a oraz przemyślnie wykonane zadaszenie dla publiczności. Hala wokół przez cały dzień rozkwitała. Poznałem organizacyjną stronę „amfiteatru” - scenę, wydzieloną kolejno dostawianymi namiotami schodzących z wędrówek miłośników górskiej muzyki. Kiedy nadszedł zmierzch i zabrzmiał gong w postaci bazowej patelni, wszyscy zgromadzili się w okolicach „amfiteatru”. Zapłonęły „jupitery” ze świeczek i rozpoczął się koncert. I tu czekały mnie kolejne niespodzianki. Wykonawcy występowali kolejno na scenie, ale nie było jurorów oceniających ich wykonania. Okazało się, że wcale nie jest to ważne ani potrzebne do prowadzenia wymiany pieśni, myśli i klimatów. Największa jednak niespodzianka czekała mnie ze strony publiczności, dość licznie zgromadzonej w okolicach sceny. „Ja już prawie zapomniałem, Jano, jakie to jest ważne, żeby się ludzie nawzajem słuchali”, chciało się powiedzieć słowami piosenki zaprzyjaźnionego gdańskiego zespołu. W tej scenerii rzeczywiście nie były potrzebne głośniki i mikrofony. Pośród wspólnego zasłuchania i górskiego zmierzchu, pieśni niosły się same.
Spotkania na Gorcstoku przebiegają co roku w podobny sposób. Ludzie przychodzą, rozbijają namioty, występują, lub słuchają występów. O zmierzchu spotykają się w „amfiteatrze”. Zwykle około północy impreza przenosi się do ogniska i rozpoczyna się część spontaniczna, czyli wspólne śpiewanie do rana. Coś jednak sprawia, że za każdym razem atmosfera jest inna i niepowtarzalna. Zapewne dlatego, że atmosferę tworzą ludzie, którzy na Gorcstok przychodzą…
W czasie Gorcowskich spotkań poznałem kilka osób, których nazwiska i piosenki od dawna były mi bliskie: Pawła Orkisza, Basię i Staszka z zespołu Mikroklimat, Agatę z grupy Elekt, Kasię Spólnik (Hrynkiewicz), czy Jurka z Grupy Browar Żywiec[1]. Kilka innych, wcześniej nie znanych, stało mi się bliskimi w trakcie Grocstokowych spotkań. To chyba dobry czas i dobre miejsce na trafianie na pokrewne sobie dusze.
W tym roku pod koniec wakacji pewnie znów wezmę na plecy gitarę, namiot i ruszę znajomymi ścieżkami na halę pod szczytem Gorca w Gorcach. Może się spotkamy.
Tomek Jarmużewski, 2004
PS. Warto wziąć coś od deszczu. Powiadają, że jeszcze nie było takiego Gorcstoku, żeby nie popadało.
PPS. Jak nie masz przekonania, że koniecznie tam musisz być, to się lepiej zastanów. Tam naprawdę jest pod górkę.
PPPS. Jeśli myślisz, że masz przekonanie – to wcale nie oznacza, że je masz. Żeby to sprawdzić, proponuję mały teścik. Spróbuj samodzielnie znaleźć informacje, kiedy impreza się odbywa.
PPPPS. Gorce są ładne również w innych terminach…
O Jerzym Reiserze i grupie Browar Żywiec w tegorocznym Yapowniku przeczytać można nieco więcej.
REDAKCJA: tegoroczny Gorcstok odbędzie się 24-26 VIII u podnóża Gorca oczywiście!