sł. Jerzy Harasymowicz, muz. Grzegorz Śmiałowski
Najlepiej jest zbudzić się w marcu nad ranem
Kiedy cieniutkie czarne widełki sadu przez wiatr wygięte
Gdy w niedalekim lasku śnieżyczki w najbielszych szatach
Czekają na wschód słońca by na tle czerwieni zmartwychwstać jak święte
Z dachu ubite przez czarownice biedne polskie diabły w łapciach
Siedząc sztywno zjeżdżają z łoskotem i znikają w ziemi
W ogrodzie spoza zaspy uszy zajęcy widać jak wielkie otwarte nożyce
Na oknie głowa kota jak wielka furażerka pilnie słucha co dzieje się w sienie
Jodły w mroku majaczą ogrodu pilnują
A z rynny jak z długiego starego buta gdzie skąpiec chował pieniądze
Sypią się bez przerwy monety czerniejącą dziurą
Bo na odwilży lodowy buta spód spękał, życie zakończył
I rozpoznać już można góry niskie jak dach chatki nad którym wrony
Jak sczerniałe ze starości poszycie wirują z drzewa na wietrze
I widać jak już pod oknem po bieli
Skaczą pierwsze zielone trawki to tu to tam jak świerszcze
Najlepiej jest zbudzić się w marcu nad ranem...
Kiedy cieniutkie czarne widełki sadu przez wiatr wygięte
Gdy w niedalekim lasku śnieżyczki w najbielszych szatach
Czekają na wschód słońca by na tle czerwieni zmartwychwstać jak święte
Z dachu ubite przez czarownice biedne polskie diabły w łapciach
Siedząc sztywno zjeżdżają z łoskotem i znikają w ziemi
W ogrodzie spoza zaspy uszy zajęcy widać jak wielkie otwarte nożyce
Na oknie głowa kota jak wielka furażerka pilnie słucha co dzieje się w sienie
Jodły w mroku majaczą ogrodu pilnują
A z rynny jak z długiego starego buta gdzie skąpiec chował pieniądze
Sypią się bez przerwy monety czerniejącą dziurą
Bo na odwilży lodowy buta spód spękał, życie zakończył
I rozpoznać już można góry niskie jak dach chatki nad którym wrony
Jak sczerniałe ze starości poszycie wirują z drzewa na wietrze
I widać jak już pod oknem po bieli
Skaczą pierwsze zielone trawki to tu to tam jak świerszcze
Najlepiej jest zbudzić się w marcu nad ranem...
G C G C
D e C G
a e C G
D e C G
D e C G
a e C G
D e C G