sł. muz.
Lato w góry podeszło leniwie
Upał lisim zakradał się krokiem
Pamiętam, jak w rozpostarte ramiona
Światło strumieniem się lało z wysoka
Z wyschniętej studni nie czerpałem chłodu
O którym z rzadka wiatr opowiadał
Słony smak w morzu gór miała woda
A jednak chciało się zostać w Bieszczadach
Wiatr przywiał jesień w chmurze liści
Pogasły z wolna na drzewach zielenie
Pamiętam, jak w górach tak uroczystych
Las w coraz dłuższe ubierał się cienie
I ciepła tyle, co w kolorach drzewa
Minęły wieczory późne i gorące
Spadała ciężka już kurtyna nieba
Lecz z cięższym sercem porzucałem Gorce
Łączę palcami dwa punkty na mapie
Tak blisko, a przecież drogi tyle
Drogi z beztroski pełnym plecakiem
Nad której końcem żal się pochylał
I znów mi się marzy ta cisza święta
Gdzieś w zapomnianym przez ludzi schronisku
Bo tam resztę świata się ledwie pamięta
A to, co we mnie, to wszystko
Zima po śniegu nadeszła bezgłośnie
Białym u wierchów otulona futrem
Pamiętam okna zawiane po szyję
I czyjeś myśli zasypane smutkiem
Szlak się w śnieżycy całkiem pogmatwał
Co było blisko, stało się dalekie
Wlokła się z bólem wędrówka do światła
Choć bardziej bolało pożegnać Sudety
Wezbranym potokiem przypłynęła wiosna
Po szczytach pierwsze przetoczyła grzmoty
Pamiętam słońca zmagania ze śniegiem
I spoza chmur zwycięskie powroty
Chociaż marzyło się nieraz jeszcze
O suchym kącie w pasterskiej kolibie
Przed rozkapryszonym kryjąc się deszczem
To jakże bym mógł opuścić Beskidy?
Łączę palcami dwa punkty na mapie
Tak blisko, a przecież drogi tyle
Drogi z beztroski pełnym plecakiem
Nad której końcem żal się pochylał
I znów mi się marzy ta cisza święta
Gdzieś w zapomnianym przez ludzi schronisku
Bo tam resztę świata się ledwie pamięta
A to, co we mnie, to wszystko
Upał lisim zakradał się krokiem
Pamiętam, jak w rozpostarte ramiona
Światło strumieniem się lało z wysoka
Z wyschniętej studni nie czerpałem chłodu
O którym z rzadka wiatr opowiadał
Słony smak w morzu gór miała woda
A jednak chciało się zostać w Bieszczadach
Wiatr przywiał jesień w chmurze liści
Pogasły z wolna na drzewach zielenie
Pamiętam, jak w górach tak uroczystych
Las w coraz dłuższe ubierał się cienie
I ciepła tyle, co w kolorach drzewa
Minęły wieczory późne i gorące
Spadała ciężka już kurtyna nieba
Lecz z cięższym sercem porzucałem Gorce
Łączę palcami dwa punkty na mapie
Tak blisko, a przecież drogi tyle
Drogi z beztroski pełnym plecakiem
Nad której końcem żal się pochylał
I znów mi się marzy ta cisza święta
Gdzieś w zapomnianym przez ludzi schronisku
Bo tam resztę świata się ledwie pamięta
A to, co we mnie, to wszystko
Zima po śniegu nadeszła bezgłośnie
Białym u wierchów otulona futrem
Pamiętam okna zawiane po szyję
I czyjeś myśli zasypane smutkiem
Szlak się w śnieżycy całkiem pogmatwał
Co było blisko, stało się dalekie
Wlokła się z bólem wędrówka do światła
Choć bardziej bolało pożegnać Sudety
Wezbranym potokiem przypłynęła wiosna
Po szczytach pierwsze przetoczyła grzmoty
Pamiętam słońca zmagania ze śniegiem
I spoza chmur zwycięskie powroty
Chociaż marzyło się nieraz jeszcze
O suchym kącie w pasterskiej kolibie
Przed rozkapryszonym kryjąc się deszczem
To jakże bym mógł opuścić Beskidy?
Łączę palcami dwa punkty na mapie
Tak blisko, a przecież drogi tyle
Drogi z beztroski pełnym plecakiem
Nad której końcem żal się pochylał
I znów mi się marzy ta cisza święta
Gdzieś w zapomnianym przez ludzi schronisku
Bo tam resztę świata się ledwie pamięta
A to, co we mnie, to wszystko
-