sł. muz.
I pora się ruszyć, panie Bartek
Choć czas na nas spadł wielkimi kroplami
Góry są jednak wciąż zachodu warte
No, panie Bartek, jak tam będzie z nami?
Czas w góry jechać, panie Tomek
Po drodze zajdźmy tedy do Baru Na Stawach
A skoro udało się wyrwać raz z domu
Wolności dwa kufle kudłate ja stawiam!
Na Stawach Bar święty śnięty ma dziś nastrój
Cały czegoś nieswój, chociaż zmartwychwstały
Czapy w nim teraz jakoś mniej zuchwałe
A piwo za słabe, by rozkołysać miasto
Ech, co za czasy, lata gonią zimy
W Hawiarskiej Kolibie ponoć prohibicja
Wysoki Zamek do nieba poszedł z dymem
Coraz trudniej znaleźć wytęsknioną przystań
Dobrze, że chór świerków brzmi tym samym głosem
I buki chylą czoła w cerkiewnym obrzędzie
Po latach czas chyba pogodzić się z losem
Że Beskid był, lecz już taki sam nie będzie
Pan, panie Tomek, ciągle jest szczęściarzem
A pan, panie Bartek, bardem pozostanie
Niech shantie rozwiąże język strun gitarze
I znowu, jak dawniej, zagramy Na Bani!
Te góry jakieś takie, panie Bartek
I coś tu, panie dzieju, dzieje się źle
Czyżby jesień wszystko zdmuchnęła już całkiem?
Miejmy, panie Bartek, nadzieję że nie!
Coś, panie Tomek, plecak dzisiaj cięższy
I wyżej niż kiedyś stoi to schronisko
Młodzież w nim siedzi jakaś zbyt dzisiejsza
W naszych czasach lepiej wyglądało wszystko!
Dziadek z Przegibka odszedł na tułaczkę
Na szczęście w Radocynie twarze wciąż te same
I komin nadal dymi w Surowicznych Polanach
Inaczej przyszłoby ruszyć w ślad za Dziadkiem!
Ech, co za czasy, lata gonią zimy
W Hawiarskiej Kolibie ponoć prohibicja
Wysoki Zamek do nieba poszedł z dymem
Coraz trudniej znaleźć wytęsknioną przystań
Dobrze, że chór świerków brzmi tym samym głosem
I buki chylą czoła w cerkiewnym obrzędzie
Po latach czas chyba pogodzić się z losem
Że Beskid był, lecz już taki sam nie będzie
Pan, panie Tomek, ciągle jest szczęściarzem
A pan, panie Bartek, bardem pozostanie
Niech shantie rozwiąże język strun gitarze
I znowu, jak dawniej, zagramy Na Bani!
Choć czas na nas spadł wielkimi kroplami
Góry są jednak wciąż zachodu warte
No, panie Bartek, jak tam będzie z nami?
Czas w góry jechać, panie Tomek
Po drodze zajdźmy tedy do Baru Na Stawach
A skoro udało się wyrwać raz z domu
Wolności dwa kufle kudłate ja stawiam!
Na Stawach Bar święty śnięty ma dziś nastrój
Cały czegoś nieswój, chociaż zmartwychwstały
Czapy w nim teraz jakoś mniej zuchwałe
A piwo za słabe, by rozkołysać miasto
Ech, co za czasy, lata gonią zimy
W Hawiarskiej Kolibie ponoć prohibicja
Wysoki Zamek do nieba poszedł z dymem
Coraz trudniej znaleźć wytęsknioną przystań
Dobrze, że chór świerków brzmi tym samym głosem
I buki chylą czoła w cerkiewnym obrzędzie
Po latach czas chyba pogodzić się z losem
Że Beskid był, lecz już taki sam nie będzie
Pan, panie Tomek, ciągle jest szczęściarzem
A pan, panie Bartek, bardem pozostanie
Niech shantie rozwiąże język strun gitarze
I znowu, jak dawniej, zagramy Na Bani!
Te góry jakieś takie, panie Bartek
I coś tu, panie dzieju, dzieje się źle
Czyżby jesień wszystko zdmuchnęła już całkiem?
Miejmy, panie Bartek, nadzieję że nie!
Coś, panie Tomek, plecak dzisiaj cięższy
I wyżej niż kiedyś stoi to schronisko
Młodzież w nim siedzi jakaś zbyt dzisiejsza
W naszych czasach lepiej wyglądało wszystko!
Dziadek z Przegibka odszedł na tułaczkę
Na szczęście w Radocynie twarze wciąż te same
I komin nadal dymi w Surowicznych Polanach
Inaczej przyszłoby ruszyć w ślad za Dziadkiem!
Ech, co za czasy, lata gonią zimy
W Hawiarskiej Kolibie ponoć prohibicja
Wysoki Zamek do nieba poszedł z dymem
Coraz trudniej znaleźć wytęsknioną przystań
Dobrze, że chór świerków brzmi tym samym głosem
I buki chylą czoła w cerkiewnym obrzędzie
Po latach czas chyba pogodzić się z losem
Że Beskid był, lecz już taki sam nie będzie
Pan, panie Tomek, ciągle jest szczęściarzem
A pan, panie Bartek, bardem pozostanie
Niech shantie rozwiąże język strun gitarze
I znowu, jak dawniej, zagramy Na Bani!
-