Dziś chcę wrócić do dźwięków z dzieciństwa. Pamięta się je tak jak smak i zapach tamtych lat. Choć to wszystko minęło, dalej żyje w pamięci a w chwilach dzisiejszego smutku wraca sentymentalną nutą. To przecież BYŁO NAPRAWDĘ.
Już tam byłam.
Nie jest zupełnie oczywistym,
że tylko jedno mamy życie.
Wystarczy trochę cofnąć zegar,
żeby się znaleźć w innym bycie.
Siedząc na zbyt wysokim progu,
piętami bosych małych nóżek
rytm wybijałam by wtórować,
dźwiękom co niosły się pogórzem
Wracam do kłębka tych odgłosów
po cienkiej przędzy, jeszcze mocnej,
do stuku siekier, płaczu piły,
orkiestry świerszczy w ciszy nocnej.
Do skrzypu osi kół drewnianych,
wieczornych rozmów po opłotkach,
spacerów po pylistej drodze
i niby przypadkowych spotkań.
Na harmonijce ciągnął nutę
kosiarz, co wcześniej ciągnął kosą
Ktoś mu wtórował na grzebieniu.
Mam w uszach to concerto grosso.
WUKA.
Lato! Pora na wyjazdy, podróże, wycieczki. Przytulne zakątki -"przystanie", a po drodze wrażenia, cuda-wianki dookoła nas.
Nasza droga.
Zabierz mnie z sobą w najdłuższą drogę.
Taką z dziurawym niebem od gwiazd.
Będzie nas cieszyć zieleń dokoła,
każde z odkrytych bocianich gniazd.
Zacumujemy w jakimś najmniejszym,
najprzytulniejszym z doków portowych,
płynącym wolno przez mgły wieczorne
za miodnym światłem latarń gazowych.
W drogę co pyli się jasną smugą,
czasami ściga czas na zakrętach,
co wpada w otchłań ciemnego lasu
i znów makami jest uśmiechnięta.
Pnie się stromizną koło kapliczki,
z daleka wita schroniska dach.
Zabierz mnie w taką drogę daleką,
do której chętnie wraca się w snach.
WUKA.
Majowe zielone zawroty głowy za nami. Jutro zaczyna panowanie czerwiec. Ten ma też swoje ulubione czarowanie, noc świętojańską, poziomki, obietnice i krótkie noce pełne gwiazd.
Czerwiec.
pod czarnego bzu
brukselską parasolką
wiedzie mnie
na pokuszenie
nocą najkrótszą
obok domu mrówek
gdzie najsłodziej
wstydzą się poziomki
trawnik księżycem kosi
na głowę wkłada mi
świętojański wianek
w którym brakuje
jedynie kwiatu paproci.
(z tomiku "Nocne niebo śpiewa Aniołami")
Został kamień na kamieniu,
buk przy buku, mgła w dolinie,
tętent koni w wilczych echach.
My miniemy, on nie minie.
Ech, Bieszczadzie wiecznie młody,
chwytający w dłonie chmury.
My miniemy, ty zostaniesz
spoglądając w przeszłość z góry.
Na cerkiewek gont omszały,
na kopuły blachą kryte,
latem woskiem słońca kapniesz,
wzlecisz wiatrem nad Otrytem.
Pora na westchnienia do bieszczadzkich klimatów. WUKA
Nie zdążyłam zrobić zdjęcia
tulipanom.
Jaka szkoda, bo już na nie
minął czas.
Ale za to, w parze z majem,
mam dmuchawce,
co wirują w białym walcu
któryś raz.
Jeszcze zdążę krople deszczu
strząsnąć bzom,
co aleją mnie prowadzą
wprost do ciebie.
I życzenie „koniec smutkom,
koniec łzom",
szepnąć tęczy, gdy wykwitnie
znów na niebie.
Usiądź przy mnie
na krześle niebieskim,
pobujamy razem w obłokach.
Będzie trochę jak w filmie czeskim,
nikt nic nie wie
a kogoś ktoś kocha.
Posiedź ze mną
w niebieskim oknie,
cóż to szkodzi, że pada majowo,
że bzu fiolet na deszczu moknie,
w sercu błękit
rozkwita na nowo.
Maj kojarzy się z wybuchem zieleni, ale "zakwita" też lazurem nieba a co za tym idzie, niebieskimi szybami, niezapominajkami, błękitem szczęśliwych oczu. Dużo takich zaproszeń wszystkim czekającym.
WUKA
Tarninowe ciernie na skroni,
białobrzoze ręce,
a w dłoni kij sękaty
przyjaciel wędrowca.
Wyruszyłeś na szlak
ze stajenki,
zatrzymałeś wśród
pagórków Łopienki,
Chrystusie Bieszczadzki.
Trudna droga Cię czeka,
lecz wciąż idziesz
szukając Człowieka
co się zgubił.
Pięknych spotkań na szlakach, odnalezienia zgubionych ścieżek, rodzinnych Świąt.
Wtedy napisałam:
Ktoś dom pożegnał
klamki dotykiem.
Cicho obiecał
"nie teraz, jak wrócę".
Wybaczyć chciał
i książki oddać
w przyszłym tygodniu,
który boli już teraz
tych co zostali.
Myślę, że w obliczu wielkiego bólu, nadmiar słów nie jest potrzebny!
W jakich okolicznościach postawała ta piosenka? - Czy wieża hangaru dla szybowców jest rzeczywistym obiektem, czy poetycką przenośnią, jak przekonani są niektórzy? Tropem przy próbie odpowiedzi na te pytania jest pewien filmowy epizod w bigrafii Stachury.
W dzienniku pod datą 6 X 1971 poeta zapisał:
Jeżów Sudecki. Hotel Aeroklubu. Pokój 12. Ekipa filmowa. Rano na górę, gdzie kręcą.
Stachura przyjechał do Jeżowa Sudeckiego w Karkonoszach (Góry Kaczawskie, koło Jeleniej Góry), żeby spotkać się z reżyserem, Witoldem Leszczyńskim, w sprawie scenariusza do Siekierezady, który właśnie kończył pisać. Reżyser kręcił tutaj film, Rewizja osobista, w którym zresztą Stachura - przy okazji - zagrał krótki epizod (można go znaleźć na youtube.pl). Jest to dziś jedyne kolorowe nagranie wideo poety. Ostatecznie film był nieudany (w 1973 obaj reżyserzy - W.Leszczyński i Andrzej Kostenko - otrzymali za niego nagrodę: "Skisłe Grono", dla najgorszego filmu). Z kolei scenariusz do Siekierezady, napisany przez Stachurę, okazał się ostatecznie nie do zaakceptowania. Był zbyt "niefilmowy". Kiedy W.Leszczyński w 1985 nakręcił w końcu film na motywach Siekierezady, był to już inny scenariusz.
Nie uprzedzajmy jednak faktów.
Stachura przybył do Jeżowa i - wszystko wskazuje na to - mieszkał w hotelu wraz z ekipą filmową. Później przeniósł się "na górę", gdzie obok hangaru zorganizowano plan filmowy. Był to teren jeżowskiego ośrodka sportu szybowcowego, na grzbiecie góry Szybownik stały 3 hangary. Jeden z nich zaadaptowano na punkt kontroli celnej, wokół którego toczy się cała fabuła filmu. Obok hangaru stała 2-piętrowa wieża.
12 X Stachura zapisał w swoim dzienniku:
Jutro moje imieniny [...]
Wieczór. Siedzę w pokoiku na szczycie wieży hangaru dla szybowców, na szczycie góry Szybownik. 561 m nad poziomem morza. Cicho. Muchy tylko brzęczą nieliczne, pozostałe. Bo całe chmary wytłukłem. Jutrro niestety nie będę mógł być sam. Spotkanie w szkole, około południa, potem scenka w filmie. Mają ją kręcić jutro właśnie. Ale po południu będzie już po wszystkim i wrócę tu na górę, kiedy oni zjadą. Jutro jakieś pieniądze mają. Rozliczenie kosztów podróży. 20-ta wieczór - jeszcze nie paliłem, za karę, chociaż cholernie mi się chciało. Teraz będę pisał scenariusz i zapalę sobie. Może palić dopiero wieczorem? Może w ogóle przestać palić? Nie pić, nie palić. Pracować. [...]
A już po północy wiersz z życzeniami z okazji własnych imienin.
Dzisiaj są twoje imieniny, które obchodzisz bez rodziny
Z dala od ludzkich osiedli, blisko świętych manowców
W pokoiku na szczycie wieży hangaru dla szybowców
Życzę ci dużo zdrowia i sił, których, wiem, bardzo potrzebujesz
Wiem, bo też, jak bardzo sił swoich nigdy nie żałujesz
Życzę ci, byś zapomniał to, o czym chcesz zapomnieć
I byś pamiętał to, o czym chcesz pamiętać
O wyrytym pod lewą stopą napisie, że chociażby wspomnę,
"Nie daj się pognębić"
Życzę ci, byś poradził sobie wreszcie
Z krwawym twoim sercem na obydwu dłoniach
I z szaleństwa [palcem] na cieniutkich skroniach
W obliczu tego nie mówię o reszcie
Sprawy drobne - modne i niemodne - drobne.
I jeszcze ci powiem jedno
Któregoś dnia, gdy już całkiem razem
Odwiedzić pojedziemy na przykład miasto Chełmno.
Wkrótce potem Stachura otrzymał wiadomość z Warszawy Był tel., że mam się zgłosić w Związku. Komisja Zagraniczna. Opuścił Jeżów, odwieziony na dworzec fiatem, "grającym" w filmie. Wkrótce potem udał się w kolejną podróż zagraniczą: Damaszek-Bejrut-Rzym-Praga.
Hangar - spłonął w 1982. Nieco wcześniej, w 80. został zajęty przez KWMO i służył jako magazyn towaru przejętego od przemytników. W internecie można znaleźć informacje, że gospodarze magazynu opróżniali go regularnie. Pożar zatarł skutecznie ślady.
Pożar strawił także wieżę, została jednak (w odróżnieniu od hangaru) odbudowana. Stan wieży z czasu, kiedy przemieszkiwał w niej Stachura, można obejrzeć na fotosach z filmu Rewizja osobista, na stronie Filmoteki Narodowej: http://fototeka.fn.org.pl/public/images/mini/1-F-1807-22_x600.jpg.
Początek każdego roku przynosi nam zewsząd życzenia spełnienia marzeń, realizacji planów, szczęścia. Dla mnie, zdecydowanie dużo zasadniej, to właśnie wiosna jest takim "starterem" nowej nadziei na odmianę.
Nadzieja.
Coraz częściej pod dywan
zamiatamy marzenia,
drżąc niepewnie jak liście
na wietrze.
Choć tak trudno uwierzyć
w możliwości spełnienia,
to nadzieja kołacze się jeszcze,
że kiedy wiosną sił przybędzie,
w skrzynkach zapłoną pelargonie,
znów wystawimy do słońca twarze
i znów spotkają się nasze dłonie.
(z tomiku "Zawrócić")